GDZIE SIĘ PODZIAŁY DZIECI Z BULLERBYN?

Większość znanych mi rodziców chętnie sięga po skandynawską literaturę dla dzieci. 
Opowiadania o przygodach Lotty, Emila czy przyjaciół z Bullerbyn opisują zwykłe dzieciństwo zwyczajnych dzieci. W domach małych bohaterów nie ma wielu zabawek, rodzice nie poświęcają im zbyt wiele czasu, a słodycze dozwolone są raz w tygodniu, w tak zwaną "słodką sobotę".

Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że są to dzieci szczęśliwe. Nie mając zaplanowanych wakacji i możliwości spędzania długich godzin przed telewizorem lub komputerem, biegają po lasach i łąkach, kąpią się w strumyku, wspinają na drzewa, śpią w stogu siana i urządzają pikniki nad rzeką. 

Kiedy czytam te historie swoim dzieciom,  pytają, czy też będą mogły spać kiedyś na sianie, czy zbudujemy szałas w lesie, czy mogłabym zabrać ich do Bullerbyn. Życie w tej małej wiosce stało się symbolem beztroskiego dzieciństwa. W Polsce też już powstają obozy Bullerbyn, do których ustawiają się kolejki chętnych. Chętnych, aby spać w lichych domkach lub namiotach, kąpać się w zimnym jeziorze, grać w piłkę pod gołym niebem lub mieć czas na to, aby nic nie robić, niczego nie musieć, móc się ponudzić. 

Trwając w zachwycie nad wolnością i beztroską skandynawskich bohaterów, a nierzadko z sentymentem oglądając się w czasy własnego dzieciństwa z przysłowiowym kluczem na szyi, gdy swobodnie wisieliśmy na trzepaku głową w dół (!), wychowujemy kolejne pokolenie. Jakimś cudem nie tak szczęśliwe, jak byśmy tego pragnęli lub oczekiwali.

Pokolenie dobrobytu i dostatku, ale też pokolenie z bagażem oczekiwań dźwiganym od pierwszych lat życia, z każdym rokiem coraz cięższym. Niektórzy całkiem dobrze sobie z nim radzą zmierzając ku kolejnym celom, jakie stawiają przed nimi rodzice, nauczyciele, wychowawcy, a nawet rówieśnicy. Inni radzą sobie z tym znacznie gorzej, bywa nawet, że nie radzą sobie wcale. 

Nie ma zgody na to, by być zwyczajnym. Trzeba być pierwszym, lepszym, wyjątkowym. I nieważne, czy lubisz siebie i swoje życie - ważne, co o Tobie i Twoim życiu myślą inni. Jak Ciebie oceniają, czy Ciebie lubią, czy jesteś dla nich wystarczająco dobry. 

Jednocześnie trzeba sprostać szkolnym wyzwaniom, aby jednak stanąć w szeregu, być grzecznym (jak ja nie lubię tego słowa!), posłusznym, nie dyskutować, nie podważać, nie zadawać trudnych pytań. 

I tak stoimy rozdarci między tęsknotą za beztroskim Bullerbyn, a życiem, jakie wybraliśmy. Boimy się wypuścić dzieci spod parasola bezpieczeństwa, jaki roztoczyliśmy nad ich głowami. Może dzięki niemu są bezpieczniejsze, ale czy nie przysłania on przypadkiem kawałka świata? Nie okrada ze okruchów szczęścia? 

Wspiąć się na drzewo?! Nie ma mowy! No, chyba że na tę gałąź nad samą ziemią, ostrożnie i powoli! Pragnienie, aby dziecko było samodzielnie szybko gaśnie, gdy patrzymy na zegarek i z westchnieniem sami zakładamy lub zawiązujemy mu buty, rzucając coś o tym, że w tym wieku to już przecież powinno umieć, że zanim samo to zrobi to już dziesięć razy spóźnimy się do pracy lub na spotkanie. Na dworze, gdy pada deszcz jest zbyt mokro, gdy wieje wiatr - zbyt zimno. Coraz częściej przedszkolne place zabaw świecą pustkami w jesienne i zimowe miesiące. Bo ktoś nabawi się kataru, nie daj Boże! Kończąc szkołę wszyscy potrafią skopiować i wkleić tekst czy napisać maila, ale już niewiele osób poradzi sobie z przyszyciem guzika lub przygotowaniem jajecznicy. 

Rośnie pokolenie „należy mi się” i „zrób to za mnie”, bo odrabiam lekcję lub się uczę. Bo chcę być lepszy od innych, podobać Ci się, zwrócić Twoją uwagę choć na chwilę. Zasłużyć na Twoją pochwałę za kolejną piątkę lub wygrany konkurs. Nikt nie wpadnie na to, żeby przygotować mamie śniadanie, pomóc w praniu, zrobić zakupy. Kto zresztą widział, żeby dzieci dźwigały torbę ze sklepu! Wystarczą im tornistry...


Choć nie, to pokolenie nie rośnie samo. To od nas zależy, czy uchylimy rąbka parasola i pozwolimy im wspiąć się na wyższą gałąź, z której będą mogły spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. To od nas zależy, czy staniemy pod drzewem grożąc palcem, czy pomożemy im wspiąć się wyżej. A może pewnego dnia odłożymy na bok całą tę społeczną presję i razem z dzieckiem wdrapiemy się na najwyższe drzewo. Może dobrze rozglądając się dookoła, uda nam się odnaleźć wąską i krętą dróżkę do beztroskiej wioski szczęścia.

Ewa

3 komentarze :

  1. Brawo Ewa! Tak, tak i jeszcze raz tak :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewo!!

    Święte słowa... a w szczególności te: Nie ma zgody na to, by być zwyczajnym. Trzeba być pierwszym, lepszym, wyjątkowym. I nieważne, czy lubisz siebie i swoje życie - ważne, co o Tobie i Twoim życiu myślą inni. Jak Ciebie oceniają, czy Ciebie lubią, czy jesteś dla nich wystarczająco dobry.

    Niestety taka jest rzeczywistość. W moim bliskim otoczeniu jest mnóstwo osób, które tak myślą, które robią "niby coś dla siebie". A tak naprawdę po to, by spodobać się koleżankom, by być "trendy", by przystosować się do otoczenia, by być właśnie "wystarczająco dobrym".

    Pozdrawiam :-)
    Aniela

    OdpowiedzUsuń
  3. Ewo, jak to pięknie i prawdziwie napisane ! theslimakblog

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję!